niedziela, 1 marca 2015

Podsumowanie lutego

Cześć! Jako że miesiąc dobiegł już końca, postanowiłam napisać na blogu małe podsumowanie, dzięki czemu bliżej możecie zobaczyć co się u mnie działo ciekawego. Oczywiście jestem zwykłą nastolatką i moje życie nie jest aż tak barwne, ale staram się, by było jak najsoczystsze. Jestem zdania, że trzeba wycisnąć życie do ostatniej kropli.

Luty zaczął się powrotem do szkoły z ferii, podczas których zdążyłam dobrze wypocząć, więc bez problemu na nowo wkręciłam się na tor szkolny. Jestem zdania, że nauka jest dużo ważniejsza niż sport. Oczywiście sport to jest to co kocham i nie wyobrażam sobie bez tego życia, jednak jestem też uczniem i wiem, co jest moim priorytetem. Wiadomo, że jednego dnia uczyłam się więcej, a innego mniej, więc czas na treningi był też zróżnicowany. Mam tak, że po godzinie 20 nie jestem w stanie ćwiczyć, a nauka jest mniej wydajniejsza, więc ten czas jest dodatkowo ograniczony. Staram się jednak jak najlepiej gospodarować czas i zdarzyło się tylko dwa razy, kiedy rzeczywiście nie mogłam poćwiczyć, bo siedziałam nad anatomią do 11 w nocy.

Jeśli chodzi o odżywianie, to było z nim trochę zachodu. Luty okazał się stać miesiącem eksperymentów, kiedy testowałam różne kombinacje i oceniałam jak działają na mój organizm. Brałam pod uwagę ilość makroskładników (białko, tłuszcz i węglowodany), to jak długo dana potrawa mnie syciła, ile miałam po niej energii, oraz to jak wyglądał mój brzuch. Sprawdzałam też całe tygodniowe zestawienie oceniając jak dane ilości wpływają na moje ciało, co oczywiście łatwo było zobaczyć w lustrze. Dzięki temu dowiedziałam się m.in, że:
węglowodany z rana nie są dla mnie dobrym rozwiązaniem i lepiej pozyskiwać mi energię z tłuszczy (pa, pa owsianko, witaj omlecie z masłem orzechowym)
Przykładowo porównując do siebie dwa omlety: Pierwszy miał 537 kalorii, 39,9g białka, 7g węgli i 37,5g tłuszczy, a drugi - 515 kalorii, 34,2g białka, 51,3g węgli i 19g tłuszczy, to po drugim zaczęłam odczuwać głód już 1,5h po zjedzeniu, natomiast w przypadku pierwszego sytość utrzymywała się prawie 3h.
jeśli jem na początku posiłku warzywa, potem mięso a na końcu węglowodany jestem szybciej pełna
Ta zasada jest dość prosta i dzięki temu nie myślę o tym, czy by nie zjeść jeszcze czegoś potem.
mleko krowie wydyma mi brzuch (jadam więc je albo w ograniczonej ilości, albo zastępuję sojowym, ryżowym, czy owsianym)
Zazwyczaj po owsiance miałam duży brzuch, który utrzymywał się dość długo, co mnie irytowało. Kiedy odstawiłam mleko mój brzuch jest już w porządku.
owoce nie są potrzebne w mojej codziennej diecie (jadam teraz je bardzo rzadko)
 Głównie chodzi tutaj o niepotrzebne cukry proste. Miałam skłonność do jedzenia dużej ilości owoców, ale bez nich czuję się nawet lepiej. Czasem zjem małego banana, albo owoce leśne, ale w mojej codziennej diecie owoce stanowią dodatek. Teraz nie uznaję, by owoc był moim posiłkiem, chociażby z uwagi na to, że zawiera on same węglowodany.
taka sama, bądź zbliżona ilość makro w każdym posiłku dobrze działa na rozkład mojej energii w ciągu dnia 
Teraz jem bardzo podobnie. Śniadanie zawsze stanowi omlet, który od czasu do czasu urozmaicam, a potem trzy kolejne posiłki są takie same w gramaturze: 100-150g mięsa (tak, by dawało ono 30g białka), 5g oleju lnianego rzepakowego, oliwy z oliwek oraz 40g kasz/makaronu/ryżu (co daje +/- 30g węgli). Ostatni posiłek ma 10g węgli mniej, ale podbijam więcej tłuszczy. To się u mnie sprawdza. Oczywiście w marcu wbijam masę, więc ilość jedzenia zwiększy się na pewno jeśli chodzi o węglowodany.

Sprawy treningów okazały się dużym przełomem, ponieważ to właśnie w tym miesiącu rozpoczęłam pracę z panem Pawłem (trener personalny, instruktor kulturystyki) i zaklimatyzowałam się na siłowni. Przez pierwsze 14 dni ćwiczyłam jeszcze 5-6 razy w tygodniu w domu, a potem rozpoczęłam już treningi na siłowni. Na chwilę obecną ćwiczę tylko i wyłącznie na siłowni (dodatkowo tańce, czy wf, ale to pomijam w kwestii treningów) i jest to 4 razy w tygodniu po 1-1,5h. To na dzień dzisiejszy w zupełności mi wystarczy, tym bardziej, że jestem na etapie, w którym w ciągu 5 tygodni muszę przybrać 2-3kg suchej masy mięśniowej, a już i tak troszeczkę mi weszło. Dopiero potem rozpocznę redukcję i zejdziemy poniżej 20% tkanki tłuszczowej, ale nie ma co tak mocno wybiegać w przyszłość i lepiej zająć się tym co jest teraz. Trenuję siłowo, zero aerobów (na masie nie są potrzebne, a mogą nawet utrudnić budowanie się mięśni), każdy trening jest na 3 partie ciała (np klatka + biceps + brzuch). Po ostatnim razie byłam obolała przez trzy kolejne dni i ledwo się ruszałam, ale to jest świetne uczucie. Taki sportowy kac. Pojawiła się też propozycja od pana Wojtka Skorutowskiego (wicemistrz Europy w trójboju siłowym), który chce trenować mnie, bym wystartowała w mistrzostwach trójboju siłowego, ale odmówiłam. Zastanawiam się jednak nad fitnessem sylwetkowym i być może za rok będę miała debiuty.

Na sam koniec kilka migawek z lutego:

Pankejki, zaraz po omletach, są moją ulubioną formą śniadania. Kiedy tylko mam czas - robię ich całe sterty i częstuję przyjaciół. Tutaj w wersji na maślance, z odżywką białkową o smaku tofii.

Na co dzień wyglądam jak menel, ale czasem coś mnie trafia i wyglądam jak wyglądam.

Każdego wieczoru przygotowuję sobie 3 środkowe posiłki, są takie same jeśli chodzi o gramaturę i rodzaj, bo tak jest szybciej i łatwiej. Na zdjęciu w każdym pojemniczku 40g makaronu pełnoziarnistego, 100g kurczaka, brokuły i 5g oliwy z oliwek.

Znowu pankejki - tutaj z połowy banana, 2 jajek i odżywki białkowej o smaku ciastko-karmel.

Zupełny spontan z resztek znalezionych w lodówce - 2 białka ubite na sztywno i upieczone w piekarniku, banan i polewa z jogurtu naturalnego, ciemnego kakao i odżywki białkowej.

Omlet z 3 jajek i 15g odżywki białkowej, a na wierzch mleko kokosowe, które chwilę później się rozpuściło

Omlet jak powyżej, przełożony kremem z awokado, banana, kakao i odżywki. Miałam go zjeść na śniadanie, ale w trakcie smażenia skończył mi się gaz i nie miałam czasu go zrobić do końca, więc zjadłam na dwa razy po południu i następnego dnia.

No i znowu pankejki - tutaj z kawałkami jabłka, stąd też te ciemniejsze kawałeczki. Nie wiem dlaczego, ale przypominały mi w smaku szarlotkę.

Serek wiejski. Ogólnie nie wstydzę się jeść w szkole i bez problemu zabieram lunchboxy pełne kurczaka, warzyw, a nawet owsiankę. Czasem dziwnie się na mnie patrzą, ale nie będę jadła kanapki tylko dlatego, by nikt się nie patrzył.

Zdjęcie chyba z początku lutego, trochę nabrzmiała od obiadu, który wcześniej jadłam.

Pośladki to moja ulubiona część ciała, którą chcę oczywiście jeszcze napompować. Obecnie przedstawiają się właśnie tak.


Jeszcze jedno zdjęcie po ćwiczeniach w domu. Zazwyczaj po intensywnych interwałach leżę sobie kilka minut i piszę przyjaciołom, że przeżyłam, wysyłając im takie właśnie snapy.

Poranna rutyna - ciepła woda na czczo z plastrami cytryny, limonki lub ogórka. Dopiero po wypiciu takiej wody i odczekaniu 20-30 minut jem śniadanie.

Potreningówka - koktajl białkowy, tutaj o smaku tofii.

A wy jak podsumowujecie luty? :)

1 komentarz:

  1. Jestem pod wrazeniem twojego liczenia tych wszystkich weglowodanow itd mnie by sie nie chcialo xd moj luty oceniam jako dobry ale nie rewelacyjny. Zeszlo mi po 1cm w praktycznirekazdej czesci ciala co jest moja porazka ale przyznaje srednio bylo z dieta :/ marzec bedzie lepszy! :)
    + jestes śliczna ;)

    OdpowiedzUsuń