niedziela, 8 lutego 2015

Ćwiczeniowa droga krzyżowa i pankejki ze słodkich ziemniaków

Na samym początku chciałabym wam bardzo podziękować za tak ciepłe przyjęcie mojej osoby. Traktuję tą sprawę poważnie i dlatego cieszę się, że tak samo wy traktujecie mnie. Pierwszego dnia statystyka pokazała 288 wyświetleń, co oczywiście dla jednych może być małym osiągnięciem, a mi dodaje skrzydeł... :) Mam tylko nadzieję, że niczego nie sknocę!

Lubię czytać hasztagi #ćwiczymyrazem i #cwiczymyrazem, odpowiadać na zadawane tam pytania, gratulować wam sukcesów i pocieszać w razie załamania. Często jednak mam ochotę puknąć się z otwartej ręki w czoło i muszę przejść się po pokoju, bo niektóre z zamieszanych tam tweetów są po prostu... przykre. Kiedy widzę jak katujecie się za zjedzenie pączka, batonika, czy kanapki, która nie była zaplanowana, kiedy jesteście okropnie wściekłe bo nie poćwiczyłyście tego dnia i musicie koniecznie zrobić na drugi dzień dwa treningi. Czy coś stanie się jeśli odpuścimy jeden, dwa treningi? Znikną nam mięśnie, pojawi się nagle tłuszcz, który tylko czyha tuż za rogiem?


Nie jesteście Jezusem. Nie musicie dźwigać ciężkiego krzyża zwanego super morderczym treningiem za ciastko. Ale ja poczuję się po tym lepiej! Tak, zaspokoisz swoją obsesję i dasz w kość biednemu organizmowi, który w tym wszystkim najbardziej obrywa. Może teraz wykonuje to co mu każesz, ale to nie oznacza, że nie zbuntuje się w przyszłości i zamiast jednego dnia ćwiczeń, będziesz musiała zrezygnować z kilku, czy kilkunastu. Jeśli potknąłeś się o kamień, nie miej pretensji, że ten stoi na drodze. Nie pytaj się po co i dlaczego. Zostaw go w spokoju i idź dalej.

Opowiem wam historię, która mi się przydarzyła się mnie i stąd moje refleksje, na temat ćwiczeniowej drogi krzyżowej:

Ćwiczę wg. ustalonego przeze mnie i mojego tatę harmonogramu. Wszystko rozdzielone na partie ciała, cardio i interwały. O ustalonej godzinie, zapisane na kolorowych kartkach w moim fit albumie - rozplanowane, by nie czuć się ciężko po obiedzie i tak, by podczas ćwiczeń nie burczał mi brzuch przed kolacją. Któregoś dnia, nie pamiętam czy była to środa, czy czwartek - miałam mieć kolędę. Zjadłam obiad o piętnastej, a o siedemnastej miałam wykonać swój półtorej godzinny trening. Dochodziła godzina ćwiczeń, a księdza jak nie było, tak nie było. Mój humor z minuty na minutę się pogarszał i obiecałam sobie, że jeśli do osiemnastej ksiądz nie przyjdzie, to po prostu zamknę się w pokoju i zrobię co mam zrobić, bo ja muszę poćwiczyć i koniec. Mama tylko z politowaniem kiwała głową i prosiła, żebym poczekała jeszcze trochę, że ksiądz jest już w klatce obok. Minęła godzina osiemnasta, byłam coraz bardziej głodna i zła. Wydawało mi się nawet, że zaraz się rozpłaczę jak małe dziecko. Ksiądz przyszedł po dziewiętnastej, a wyszedł dwadzieścia po. Przez całą kolędę patrzyłam na niego gniewnie i przeklinałam w duchu, jak zepsuł mi cały dzień. Przebrałam się w końcu w moje spodenki i stanik sportowy, założyłam buty, związałam włosy i... i co zrobiłam? Popłakałam się. Godzina ćwiczeń minęła już dawno, a brzuch burczał z głodu. Nie poćwiczyłam i w efekcie nie zjadłam kolacji. Czułam, że to jeden z najgorszych dni mojego życia, że nic nie ma sensu i wszyscy są przeciwko mnie.

Czego nauczyła mnie ta lekcja?

Przede wszystkim - że nie zawsze w życiu wszystko wychodzi tak, jakbyśmy chcieli. Nasz ustalony harmonogram jest tylko założeniem, a nie przepowiednią proroków. Los narzuca nam czasem inny bieg zdarzeń, jak kamienie na drodze i to nie do kamieni powinniśmy mieć pretensję. Po co się złościć i płakać? Jutro jest kolejny dzień, a po nim jeszcze kolejny i kolejny. Masz całe życie przed sobą. Czasem nie zrobisz treningu, a czasem zjesz więcej i co z tego? Nie nakładaj sobie ćwiczeniowego krzyża. Wystrugaj z niego krzesło i usiądź na nim, kiedy będziesz chciał odpocząć. Jeżeli jesteś chory to skoncentruj się na tym, by wyzdrowieć, a nie na tym, by koniecznie zrobić trening brzucha, pośladków i nóg. Na to będziesz mieć czas potem, prawda? Nie poćwiczę w ten poniedziałek, bo mam spotkanie ze znajomymi, ale to nie jest pierwszy i ostatni poniedziałek w moim życiu. Nie muszę przez to wykonywać podwójnego treningu we wtorek, albo katować się w nocy. Jeżeli nie umyjecie włosów danego dnia, to następnego robicie to dwa razy? No nie. A czy wasze włosy znikną, albo zaleją się łojem, jakbyście kąpali się w maśle? No też nie.

Zastanówcie się nad tym poważnie. Posiadanie ogromnych wyrzutów sumienia, złość i płacz, bo nie wykonało się treningu to już obsesja. Obsesja na punkcie ćwiczeń. Ja z taką obsesją walczę do dzisiaj, czasem wygrywam, a czasem przegrywam. Życie kołem się toczy. Wyobraźcie sobie, że złamaliście nogę i nie będziecie mogli ćwiczyć miesiąc. Co wtedy? Sznur? Głodzenie się? Czy wasz dzień jest udany tylko i wyłącznie, jeśli poćwiczycie? Nie tędy droga. Zawróćcie się, przeproście kamień, o który się potknęliście i odetchnijcie głęboko. Jak nie teraz - to później. Wasz świat się nie kończy! Mam nadzieję, że popchnęłam was do jakichkolwiek refleksji i nie ukrywam tego, że ja jestem idealna. Ja też walczę!

 Na koniec podrzucam przepis na pyszne, batatowe placuszki, które dzisiaj zagościły na moim śniadaniowym talerzu:



Pankejki ze słodkich ziemniaków
 Na zdjęciu z polewą z 1/4 zmiksowanego banana. 
Składniki na jedną, dużą porcję:
○ ok. 200g ugotowanych batatów
○ łyżka mąki pszennej pełnoziarnistej
○ łyżka skrobii ziemniaczanej (może być po prostu mąka ziemniaczana)
○ 2 jajka
○ 50ml wody
○ 70ml mleka
○ 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
○ aromat waniliowy (można pominąć, jeśli nie lubicie/nie macie)

Słodkie ziemniaki gotujemy w solonej wodzie i robimy z nich puree (wystarczy rozgnieść łyżką). Dodajemy resztę składników i miksujemy na gładką masę. Smażymy bez dodatku tłuszczu.

Na zdjęciu widać 5 sporawych placuszków, ale z porcji wychodzi ich 7 (2 oddałam siostrze i mamie na spróbowanie). Tymi pięcioma sztukami najadłam się bardzo, więc sugeruję po prostu zmniejszyć porcję o 50g ziemniaków i 20ml mleka, albo podzielić całość na dwie porcje.

Całość ma - 458 kcal białko: 20 g węglowodany: 68 g tłuszcz: 12 g
Jeden placuszek ma ok. - 65 kcal białko: 2.8 g węglowodany: 9.7 g tłuszcz: 1.7g

 

5 komentarzy:

  1. Fajnie ze post na taki temat, u mnie mam tak samo. Raz jak z pewnej przyczyny czekalam przebrana w stroj na cwiczenia to bylam taka wsciekla, bylo juz pozno i chcialo mi sie plakac jak patrzylam na zegar i mijajace minuty. Ale przyrzeklam sobie ze dopne swego i zrobie trening. No i zrobilam, ale nie mialam juz w ogole humoru i nie czulam tego fajnego uczucia w czasie cwiczen co zawsze :/ teraz caly czas trzumam sie planu i godziny zeby nie rozregulowac sobie trybu dnia. Moze przesadzam?? Dzien bez treningu jest dla mnie dniem straconym (oprocz rest day 1 w tygodniu). . A dzisiaj jestem na siebie zla bo zeżarłam mnostwo slodyczy i mam ochote to wszystko zwymiotowac :/ tez lubie czytac te hasztagi, fajnie tak pochwalic sie komus lub pogratulowac ale jak przeczytalam tego posta to tak sobie mysle ze moze to tez negatywnie na mnie wplywac xd jednak przyznaje ze nie robie czegos takiego takiego jak nadrabianie treningu ;)
    Dziekuje za notke! Masz świetnego bloga, chyba nie pogniewasz sie jesli polece go na tt? XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jasne, że nie! :)
      Za żadne skarby nie prowokuj wymiotów! Zjadłaś i koniec. To już się stało, wystarczy, żebyś strzepała z duszy te wszystkie okruszki po ciastkach i przypomniała sobie co jest dobre dla twojego brzuszka :)

      Usuń
  2. Naprawdę świetny post! Remember when rok temu miałam dość spore problemy z odżywianiem i potrafilam w nocy robic 1000 brzuszków "za karę"... Na szczęście już jest dobrze, jem zdrowo, robię różne challenges (m. in. plank!) i jestem 29378 razy szczęśliwsza :""")
    Czekam na coś nowego, mam nadzieję że jak najszybciej? :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Skąd ja to znam... W sumie nadal mam tak, że jeśli zjem za dużo, to zaraz pędzę robić ćwiczenia. Np, kilka dni temu postanowiłam podwyższyć bilans kaloryczny i na podwieczorek zjadłam domowy kisiel śliwkowy + kawałek bułki z makiem. Ledwo przełknęłam ostatni kawałek od razu zaczęłam robić ćwiczenia. Wyszło 500 brzuszków i 200 pajacyków. A to i tak nie wiele.
    Czekam na kolejne posty i postanawiam szukać batatów ;)

    W ogóle zmyliło mnie to, że masz komentarze u góry i przez przypadek skomentowałam poprzedni post i musiałam usunąć ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bataty są teraz w Biedronce za 6.99 za kilogram :)
      Mam nadzieję, że odbębnianie ćwiczeń za zjedzony posiłek ci minie, bo to do niczego nie prowadzi i tylko marnuje nasz czas, zdrowie i humor. Jak coś zjesz - zadaj sobie pytanie, czy to było smaczne. Było? No to super! Takie miało być, nawet jeśli przekroczyłaś swój limit, albo założenie. 500 brzuszków to naprawdę dużo i współczuję twojemu brzuszkowi, że tak go nie ładnie traktujesz.. :( Zadbaj o swój brzuszek! ♥

      Usuń